O znaczeniu sakramentu pokuty dla życia chrześcijańskiego mówił dziś Ojciec Święty podczas audiencji ogólnej. Franciszek podkreślił, że nie możemy go udzielić sami sobie, że jest on warunkiem pokoju wewnętrznego i zaapelował o jego docenienie. Na placu św. Piotra papieskiej katechezy wysłuchało 20 tys. wiernych. Twierdzenie, iż „Słowa nie lękajcie się” pojawiają się w Biblii dokładnie tyle razy, ile jest dni w roku tj. 365, jest bardzo popularne i regularnie pojawia się w sieci. Informację tę, postanowił zweryfikować biblista ks. Wojciech Węgrzyniak, sprawdzając, ile razy dokładnie w Piśmie Św. Pojawia się to sformułowanie. Księga Izajasza. Rozdział 44. Błogosławieństwo Izraela. 1 Teraz więc słuchaj, Jakubie, mój sługo, Izraelu, którego wybrałem! 2 Tak mówi Pan, twój sprawca, twój twórca od narodzenia, twój wspomożyciel: cash. Nie lękajcie się Trzeba przyznać, że w ostatnich miesiącach wokół słów „Nie lękajcie się” jest sporo zamieszania. Na początek weźmy choćby fundację, która powyższe słowa przyjęła za nazwę, a swoim celem uczyniła walkę o sprawiedliwość dla ofiar pedofilii w Kościele. Jej dzisiaj już były prezes, pan Marek Lisiński, stał się chyba sławny na cały świat w 2019 roku, kiedy media obiegło zdjęcie papieża Franciszka całującego jego dłoń, jako ofiary molestowania przez księdza. W grudniu ubiegłego roku Sąd Apelacyjny w Łodzi ostatecznie uznał, że ten człowiek nigdy nie był molestowany przez księdza, którego o to oskarżał, mało tego okazało się, że ma na koncie również inne oszustwa i wyłudzenia. Nie wiem, jak sobie obecnie radzi fundacja „Nie lękajcie się”, mam nadzieję, że rzeczywiście pomaga ofiarom, choć historia jej założyciela rzuciła się cieniem na jej misję. Ale też pokazała, że oczywiście trzeba walczyć z tym strasznym grzechem i przestępstwem jakim jest pedofilia, trzeba pomagać na wszelkie sposoby ofiarom, karać winnych, ale i uważać z szafowaniem wyroków. Kolejna „wpadka” ze słowami „Nie lękajcie się” przytrafiła się wielu pobożnym ludziom, a nawet samym biskupom. Oto w internecie pojawiało się i pojawia nadal w różnych miejscach i w bardzo szacownych i radujących serce kontekstach stwierdzenie, że w Biblii aż 365 razy pada to wezwanie, które nas dzisiaj interesuje. Prawda, że to piękne i symboliczne? Można powiedzieć, że po razie na każdy dzień roku. Że codziennie Bóg mówi do nas „Nie lękajcie się”. Jak wspomniałem, nawet księża biskupi, a właściwie ci z nich, którzy redagowali list pasterski zapowiadający obchody XXI Dnia Papieskiego w ubiegłym roku, napisali: „Tę prawdę odkrywamy w Słowie Bożym, na którego kartach odnajdujemy trzysta sześćdziesiąt pięć razy wezwanie Nie lękacie się! Jakby każdego dnia Bóg chciał zapewnić nas o tym, że jest z nami”. Bardzo mi się spodobało to spostrzeżenie, ale ponieważ z reguły staram się dotrzeć do źródła informacji, próbowałem i tym razem, ale ścieżka prowadziła przez gdzie z kolei odsyłano do ale link był uszkodzony, więc nie udało mi się znaleźć, kto jako pierwszy tak ładnie to wyliczył. Na szczęście nie przytrafiła mi się okazja, aby się popisać ową biblijną wiedzą ani w głoszeniu słowa, ani podczas pisania artykułów i właśnie w tych dniach przeczytałem, wiszący „w Internetach” pewnie już dawno, tekst biblisty ks. Wojciecha Węgrzyniaka, którego bardzo lubię, gdzie próbuje on na wszelkie sposoby doliczyć się tych wezwań „Nie lękajcie się” w Piśmie Świętym. I jakby nie próbował, w języku polskim, w oryginale, a może w języku angielskim, biorąc pod uwagę różne synonimy, w żaden sposób nie chce mu wyjść 365, ledwo 137 razy w najlepszym wypadku. I on też pisze, że bardzo by chciał poznać tajniki tego wyliczenia, bo chyba nie chodzi o to, że to tak fajnie brzmi. Czasami chyba za bardzo się staramy, żeby coś fajnie wyglądało, fajnie brzmiało, żeby pasowało. I można coś naprawdę ważnego zdeprecjonować takim naciąganiem, czy „ufajnianiem”. Na pewno jednak słowa „Nie lękaj się” usłyszał św. Józef i, co ważne, uwierzył im i się do nich zastosował. Wchodzimy w marzec, miesiąc jemu poświęcony, wielu z nas podjęło 33-dniowe przygotowanie do konsekracji św. Józefowi, która nastąpi 19 marca, dlatego zapraszam wszystkich, aby podobnie jak on przyjąć słowo Boga, który może nie 365 razy, zresztą nieważne ile razy, ale na pewno wzywa nas byśmy się nie lękali. Jest dzisiaj tyle różnych kontekstów, które prowokują nas do strachu, że obejmują chyba nas wszystkich. Perfekcyjnie ujął to Krzysztof Osiejuk: „Jedni drżą ze strachu przed Unią Europejską, że ona nam tu w Polsce zaprowadzi swoje porządki, inni przed Jarosławem Kaczyńskim, że ten nam tu urządzi Koreę Północną, jedni że Ruscy wejdą na Ukrainę, a potem już dalej do nas, a ci drudzy, że przed Ruskimi do Polski wejdą Ukraińcy i będą nas rezać, a wreszcie – jakże by się bez tego obejść – jedni siedzą zamknięci po domach w gumowych rękawiczkach i pierwszej klasy maseczkach, w obawie by ich nie zabił wirus, inni z kolei pogrążają się w stanie coraz większej histerii dysząc ze strachu przed szczepionkami, które już za dwa lata wymordują jedną czwartą ludzkości, i chodzi już tylko o to by samemu ocaleć”. Nieważne, czego się lękasz, posłuchaj: „Nie bój się, bo Ja jestem z tobą” - mówi Pan. Ks. Andrzej Antoni Klimek Biblia mówi: „…Zaczynacie dzisiaj walkę przeciw wrogom waszym, niech trwoga przed nimi was nie ogarnia! Niech serce wam nie drży! Nie bójcie się, nie lękajcie się! Gdyż z wami wyrusza Pan, Bóg wasz...”. Pwt 20,3-4 (BT). Niezależnie od tego przeciw komu walczymy, jeśli robimy to zgodnie z wolą Bożą, nie musimy się trwożyć. Wystarczy, że będziemy „…mocni w Panu – siłą Jego potęgi”. Ef 6,10 (BT). Nawet gdy przystąpimy do trudnej, duchowej walki wygramy ją, jeśli przystąpimy do niej „…w imieniu Pana Zastępów…”. 1 Sm 17,45 (BW) i jeśli posłuchamy Bożych rad. Biblia mówi: „Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko… Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu!...”. Ef 6, (BT). Psalmista Dawid napisał: „…gdy ukryłeś swe oblicze, ogarnęła mnie trwoga”. Ps 30,8 (BT). Bóg ukrywa Swe oblicze tylko z jednego powodu. Biblia mówi: „…wasze winy są tym, co was odłączyło od waszego Boga, a wasze grzechy zasłoniły przed wami jego oblicze, tak że nie słyszy”. Iz 59,2 (BW). W tej sytuacji powinniśmy odczuwać trwogę, dlatego że „…dalekie jest od nas prawo i nie dociera do nas sprawiedliwość; wyczekujemy światłości, lecz oto jest ciemność...”. Iz 59,9 (BW). A ponieważ „…ludzie bardziej umiłowali ciemność, bo ich uczynki były złe”. J,3,19 (BW), zostaje im odjęta Boża ochrona, nastaje czas trwogi. Trwoga jest bardzo silnym strachem wywołanym realnym, wyobrażonym lub przewidywanym niebezpieczeństwem. Nic więc dziwnego, że „jak trwoga to do Boga”. (przysłowie polskie). I faktycznie, niektórych ludzi tylko krytyczna sytuacja skłania do modlitw, do wołania: „…Uzdrów mnie, Panie, bo strwożyły się kości moje! I dusza moja bardzo się zatrwożyła…”. Ps 6,3-4 (BW). „Ogarnęły mnie fale śmierci, A strumienie zagłady zatrwożyły mnie. Więzy otchłani otoczyły mnie, Pochwyciły mnie sidła śmierci. W niedoli mojej wzywałem Pana I wołałem o pomoc do Boga mego...”. Ps 18,5-7 (BW). Gdy Pan Jezus zapowiadał zesłanie Ducha Świętego, powiedział ważkie słowa: „Pokój zostawiam wam, mój pokój daję wam; nie jak świat daje, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze i niech się nie lęka”. J 14,27 (BW). Skoro Chrystus powiedział: mój pokój wam daję, to w sercach wierzących powinny gościć: „…miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie…”. Ga 5,22-23 (BT), a nie trwoga. Jeden raz w ciągu całego swojego życia Jezus odczuł trwogę. Biblia mówi, że gdy poszedł „…do ogrodu, zwanego Getsemane… wziął z sobą Piotra oraz dwóch synów Zebedeuszowych, i począł się smucić i trwożyć”. Mt 26,36-37 (BW). Co wtedy zrobił? „Wtedy mówi do nich: Smętna jest dusza moja aż do śmierci; pozostańcie tu i czuwajcie ze mną. Potem postąpił nieco dalej, upadł na oblicze swoje, modlił się...”. Mt 26,38-39 (BW). „I powiedział do wszystkich: Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj... naśladuje mnie”. Łk 9,23 (BW). W sercu tego, kto wierzy w Jezusa, nie powinno być miejsca na trwogę, dlatego apostołowie pisali do wierzących: „…Łaska wam i pokój niech będą udzielone obficie przez poznanie Boga i Jezusa, Pana naszego!”. 2 P 1,2; „Łaska, miłosierdzie i pokój Boga Ojca i Jezusa Chrystusa, Syna Ojca, [niech] będą z nami w prawdzie i miłości!”. 2 J 1,3 (BT); „Pozdrówcie się wzajemnym pocałunkiem miłości! Pokój wam wszystkim, którzy trwacie w Chrystusie”. 1 P 5,14 (BT), „A Bóg, [dawca] nadziei, niech wam udzieli pełni radości i pokoju w wierze, abyście przez moc Ducha Świętego byli bogaci w nadzieję”. Rz 15,13 (BT). Jeśli jednak zdarzy się nam poczuć tak silny strach, że ogarnie nas panika i bezradność, wtedy „Ogłoście święty post, zwołajcie zgromadzenie, zbierzcie starszych, wszystkich mieszkańców ziemi do domu Pana, waszego Boga, i głośno wołajcie do Pana!”. Jl 1,14 (BW), „... Albowiem do życia w pokoju powołał nas Bóg”. 1 Kor 7, 15 (BT). Tylko „Bóg jest dla nas ucieczką i mocą: łatwo znaleźć u Niego pomoc w trudnościach”. Ps 46,2 (BT), choć nie zawsze Jego reakcja jest natychmiastowa, „Na każdą bowiem sprawę jest czas i sąd, gdyż zło człowieka wielce na nim ciąży”. Koh 8,6 (BT). We wszystkim, nawet w negatywach emocjach czy przerastających nas problemach, doszukujmy się Bożej nauki względem nas. Biblia mówi: „Za pełną radość poczytujcie to sobie, bracia moi, ilekroć spadają na was różne doświadczenia. Wiedzcie, że to, co wystawia waszą wiarę na próbę, rodzi wytrwałość. Wytrwałość zaś winna być dziełem doskonałym, abyście byli doskonali, nienaganni, w niczym nie wykazując braków”. Jk 1,2-4 (BT). Zwracanie się do Boga, nawet w chwilach trwogi, jest wyrazem naszego zaufania do Niego, On bowiem zapewnia: „Gdy będziesz przechodził przez wody, będę z tobą, a gdy przez rzeki, nie zaleją cię; gdy pójdziesz przez ogień, nie spłoniesz, a płomień nie spali cię”. Iz 43,2 (BW). I dlatego możemy mieć pewność, że jest Ktoś, kto czuwa nad nami. Biblia mówi: „Oto oczy Pana nad tymi, którzy się Go boją, nad tymi, co ufają Jego łasce, aby ocalił ich życie od śmierci i żywił ich w czasie głodu. Dusza nasza wyczekuje Pana, On jest naszą pomocą i tarczą. W Nim przeto raduje się nasze serce, ufamy Jego świętemu imieniu. Niech nas ogarnie łaska Twoja Panie, według ufności pokładanej w Tobie!”. Ps 33,18-22 (BT). W Biblii mamy przykłady pozytywnej trwogi – bojaźni Bożej, na przykład: „A po sześciu dniach bierze z sobą Jezus Piotra i Jakuba, i Jana, brata jego, i prowadzi ich na wysoką górę na osobność. I został przemieniony przed nimi, i zajaśniało oblicze jego jak słońce, a szaty jego stały się białe jak światło... oto obłok jasny okrył ich i oto rozległ się głos z obłoku: Ten jest Syn mój umiłowany, którego sobie upodobałem, jego słuchajcie! A gdy to usłyszeli uczniowie, upadli na twarz swoją i zatrwożyli się bardzo. I przystąpił Jezus, i dotknął się ich, i rzekł: Wstańcie i nie lękajcie się!”. Mt 17, (BW). Podsumowanie. Jeśli jesteśmy osobami wierzącymi, nie mamy powodu do przeżywania tak silnego strachu, który utrudniałby nam życie. Strach aż do utraty ducha jest destrukcyjny, dlatego Biblia mówi: „…Nie lękaj się, nie trać ducha!”. Pwt 1,21 (BT) i wskazuje nam, kogo tak naprawdę powinniśmy się obawiać: „…Bójcie się tego, który, gdy zabija, ma moc wrzucić do piekła. Zaiste, powiadam wam: Tego się bójcie!”. Łk 12,5 (BW). Szatan „…zwodzi cały świat…”. Ap 12,9 (BW), gdy się więc jemu poddamy – jest to powód do wielkiej trwogi. Posłuchajmy zatem biblijnej rady: „…zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem...”. Flp 2,12 (BT). I „O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem! A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie”. Flp 4,6-7 (BT). A „Pan sam pójdzie przed tobą i będzie z tobą. Nie zawiedzie i nie opuści cię; nie bój się więc i nie trwóż się!”. Pwt 31,8 (BW). On zapewnia: „Lecz ty nie bój się, sługo mój... i nie trwóż się... bo oto Ja wybawię cię choćby z daleka... i będzie miał (sługa Boży) spokój, i będzie bezpieczny, a nikt go nie zatrwoży”. Jr 46,27 (BW). Jesteśmy tylko stworzeniami, dlatego musimy odczuwać wobec naszego Stwórcy lęk i szacunek. Jednocześnie wiemy- bo przekonuje nas o tym Objawienie Boga w Jezusie Chrystusie - że Bóg jest miłością, dlatego nie mamy powodu, by lękać się Go ponad miarę. Wpaść w ręce Boga żyjącego, synonim śmierci w Starym Testamencie, w Nowym Testamencie nabiera zupełnie innej wymowy, bo oznacza wpaść w ręce miłosiernego Ojca „Nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi" - swego czasu gorąco i sugestywnie przekonywał nas Jan Paweł II. My jednak lękamy się i to właśnie Boga, i to - pa­radoksalnie - dlatego że otworzyliśmy Mu na oścież drzwi naszego życia. A przy­najmniej tak nam się wyda­wało Rodzaje tego lęku i sposoby radzenia sobie z nim można by wymieniać bardzo, bardzo długo. Niech jednak nas nie zwiedzie ta wielość postaci czy wymyślnych scenariuszy. W istocie chodzi o ten sam odwieczny i prymitywnie prosty problem: o kon­trolę nad własnym życiem lub -jak kto woli - o starodawną pokusę, by „być jak Bóg" (por. Rdz 3). To źródło wszelkich przesądów i zabobonów, bo to one dają nam złudne poczucie, że wszystko jest pod kontrolą. Kontroluję, więc jestem! Niech za przykład posłuży nam historia skrupulanta - patologiczny przy­padek samokontroli. Choć jest przerysowany i niemal karykaturalny, to odsłania mechanizm zabobonu. Załóżmy, że nasz skrupulant szuka po­mocy u księdza z powodu kłopotów z modlitwą. Nie potrafi rano wyjść do pracy, zanim nie odmówi solidnie pacierza, tj. jednego „Ojcze nasz" i trzech „Zdrowaś Maryja". Trudność polega na tym, że zaczyna mu to zajmować coraz wię­cej czasu, gdyż - jak wyjaśnia - „każde słowo musi być wypowiedziane wyraźnie, głośno i w pełnym skupieniu". Wcześniej wystarczało mu kilka minut, teraz nierzadko pełna godzina to za mało, bo zbyt często się myli i rozprasza, a wtedy musi pacierz zaczynać od początku. Je­śli nie odmówi pacierza jak należy, to w ciągu dnia zwykle spotyka go za to jakaś kara. To przykład zachowania, które za Katechi­zmem Kościoła Katolickiego śmiało można by nazwać zabobonem, tj. wypaczeniem postawy religijnej oraz praktyk, jakie ona nakłada (KKK 2111). Na czym polega to wypaczenie? Czy na tym, że ktoś chce w skupieniu i z powagą odmówić poranny pacierz? Nie, to jest bardzo dobra i chwalebna postawa. Czy na tym, że poranny pacierz trwa godzinę? Nie! Wielu lu­dzi modli się na początek dnia równie długo i nierzadko powtarza nawet krótszą formułę niż ta wspomniana wyżej (patrz: modlitwa Jezu­sowa). Sedno zabobonu tkwi w jego wymiarze duchowym, w teologicznej treści, która dotyczy obrazu Boga i relacji z Nim. Jak przypo­mina Katechizm, popaść w zabobon oznacza wiązać skuteczność modlitw lub znaków sa­kramentalnych jedynie z ich wymiarem mate­rialnym, z pominięciem dyspozycji wewnętrz­nych, jakich one wymagają. W omawianym tu przypadku fiksacja na materialnej stronie modlitwy jest wyraźna. To, co jest mniej wyraźne, ale równie istotne, to obraz Boga, który wyłania się z takiej praktyki. Bóg jawi się jako sadystyczny oprawca czyha­jący na ludzkie pomyłki, a relacja z nim opiera się na ślepym posłuszeństwie. To jednak nie jest relacja z Bogiem, ale z jakimś wypaczo­nym Jego obrazem. To nie przypadek, że Katechizm umieszcza zabobon wśród grze­chów dotyczących pierwszego przykazania dekalogu: „Nie będziesz miał cudzych bogów przede Mną!". W zabobonie bowiem miejsce prawdziwego Boga zajmuje jakaś inna postać (bóstwo, duch nieczysty itp.), a jeśli się dobrze przyjrzeć, to okazuje się nią sam człowiek, bo za pomocą przewidzianych zabobonem dzia­łań kontroluje Boga, stawiając siebie ponad Nim. Iluzje, które pomagają żyć Jak żałosna i karykaturalna jest ta kontrola pokazuje wspomniany przykład skrupulanta. W sensie obiektywnym to nie on kontroluje rzeczywistość, ale raczej ona jego. W sensie subiektywnym ma on jednak poczucie pew­nej władzy nad własnym życiem. To oczywi­ście złudzenie, ale subiektywnie wewnętrzny świat, który skurczył się do serii dziwacznych rytuałów, jest znacznie bardziej „bezpieczny" i „przewidywalny" niż ten realny, który czai się gdzieś tam, poza zasięgiem kontroli, i dlatego prowokuje ogromny lęk. A przecież o okiełzna­nie lęku tu idzie i to nawet za cenę utraty kon­taktu z rzeczywistością. W myśl przysłowia: lepsze znane piekło niż nieznane niebo. W lot łapiemy istotę problemu, kiedy ana­lizujemy przykład skrupulanta, dużo trudniej jest nam natomiast odnieść się do własnego życia. Łatwo diagnozujemy innych, a nawet dajemy im dobre rady. Naszych własnych za­bobonnych tendencji i przesądów nie nazywa­my po imieniu, wolimy używać eufemizmów, określając je niegroźnymi przyzwyczajeniami, prywatną pobożnością, bezwiednymi rytuała­mi lub co najwyżej słabościami, przy czym w całej pełni korzystamy z błogiej iluzji kontroli nad własnym życiem. A przecież zabobon może dosłownie siedzieć w pierwszej ławce na Mszy św., bo może on także dotyczyć kultu prawdziwego Boga, np. gdy przypisuje się ja­kieś magiczne znaczenie pewnym praktykom, nawet uprawnionym lub koniecznym (KKK 2111). Nieodzowne jest więc dotknięcie problemu lęku i zrozumienie, dlaczego się przed nim bronimy. Bać się, czy się nie bać? Powyższe pytanie godne jest Szekspirowskiej emfazy, bo istotnie „oto jest pytanie". Z jednej strony nie możemy zakazać sobie odczuwania emocji, ale z drugiej sama natura - by nie mó­wić wprost o tzw. mechanizmach obronnych -pomaga nam pogodnie uśmiechać się nawet w obliczu największego niebezpieczeństwa. Im bardziej prymitywne są owe mechanizmy obronne, tym bardziej komuś stojącemu z boku włosy stają dęba na głowie. Często to nie lęk jest przerażający, ale to, do czego go­tów jest posunąć się człowiek, by go w sobie zagłuszyć. Czasem płaci się najwyższą cenę-traci się własne człowieczeństwo. Warto w tym miejscu przypomnieć głośny ostatnio przypa­dek Andreasa Breivika, który przygotowując się do ataku terrorystycznego na bezbronne dzieci i młodzież, obawiał się, że strach w cza­sie spełniania „misji" mógłby go sparaliżować i zatrzymać. Dlatego już zawczasu zaplanował, że nafaszeruje się sterydami powodującymi wzrost agresji i będzie słuchał sugestywnej muzyki z iPoda, by zagłuszyć jęki umierają­cych… .. A wszystko po to, by się nie bać. Jak więc żyć, by nie zatracić własnego człowieczeństwa, a jednocześnie nie umrzeć ze strachu? Z przeciwstawnych elementów powyższego pytania należałoby uczynić nie tyle wzajemnie wykluczające się ekstrema, ale raczej dwa bieguny tej samej rzeczywi­stości, które potrzebują siebie nawzajem, by utrzymać niezbędną dla godnego życia rów­nowagę. Lęk przypomina nam bardzo podsta­wową, choć niewygodną prawdę, że jesteśmy stworzeniami, tylko stworzeniami. Choć nasze życie jest cudowne i wspaniałe, to jednocze­śnie niezwykle nieprzewidywalne i kruche. Wystarczy nieskoordynowany ruch kierownicą na ostrym zakręcie, a z kolorowych planów na przyszłość nie zostanie nic, dosłownie nic. Nie znaczy to jednak, że mamy zamknąć się w czterech ścianach i mdleć na samą myśl o możliwym niebezpieczeństwie. Przeciwnie, z tego realnego napięcia między dwoma biegu­nami należy uczynić koło zamachowe ducho­wego wzrostu, tak by pozytywna strona mogła przeważyć tę negatywną - by odwaga zwy­ciężyła tchórzostwo, wiara niewiarę, nadzieja beznadzieję, a duch mdłe ciało. W tym ducho­wym zmaganiu nie jesteśmy przecież sami, wspomaga nas Bóg, który chce być z nami w nieustającej relacji. Straszną jest rzeczą wpaść w ręce Boga żyjącego (Hbr10,31) Jesteśmy tylko stworzeniami, dlatego musimy odczuwać wobec naszego Stwórcy lęk i szacu­nek. Jednocześnie wiemy- bo przekonuje nas o tym Objawienie Boga w Jezusie Chrystusie - że Bóg jest miłością, dlatego nie mamy po­wodu, by lękać się Go ponad miarę. Wpaść w ręce Boga żyjącego, synonim śmierci w Starym Testamencie, w Nowym Testamencie nabiera zupełnie innej wymowy, bo oznacza wpaść w ręce miłosiernego Ojca, kochającego Oblubieńca czy też wszechogarniającego Du­cha. Miłość jest tym językiem, który w relacji z Bogiem powinien być pierwszy i podstawowy. A ponieważ miłość oznacza bezwarunkowe oddanie się drugiej osobie, dlatego nie ma mowy o żadnej kontroli nad nią, a tym samym nie ma miejsca na zabobony lub przesądy. Co więcej, w miłości nigdy oddanie się dru­giemu nie jest jednostronne, ale zawsze jest obopólne. Bóg w tym dialogu miłości bynaj­mniej nie jest kimś biernym czy nieobecnym. Przeciwnie, On nas przebija tysiąckroć, wydając się w nasze ręce. Począwszy od daru zbawienia, którego owocem i uobecnieniem jest święta liturgia Kościoła, a kończąc na przykładach ciągłych interwencji Opatrzności Bożej, która każdego z nas nieustannie otula i strzeże. Paradoksalnie to, co w zabobonach i przesądach w sposób magiczny i ostatecznie bezowocny usiłuje się osiągnąć (kontrolę nad własnym życiem), to w żywym kontakcie z Bo­giem jest dane darmo i w nadmiarze. Przecież Chrystus, któremu otwieramy drzwi naszego życia, nie jest nikim innym, tylko tym samym Je­zusem z kart Ewangelii, który przychodzi, aby służyć, a nie żeby Jemu służono; przychodzi dać życie i to dać je w obfitości (por. J 10,7-11). Otwórzmy drzwi Chrystusowi szerzej i wpuść­my Go w nasze życie. Niech weźmie wszyst­ko, bo wtedy i my otrzymamy wszystko! O. dr Stanisław Morgalla, jezuita, psycholog, kie­rownik duchowy, wykładowca Papieskiego Uniwer­sytetu Gregoriańskiego w Rzymie

nie lękajcie się biblia